Fraszki i takie tam
Na park Bednarskiego
Gdzie kamieniołom krył się na wzgórzu.
Aż raz Bednarski w mieście, się zjawił,
Wszystkich Podgórzan w podziw on wprawił,
Bo ten swe miasto chciał przyozdobić
I kamieniołom na park przerobić.
Nie wiele myśląc, wziął się do pracy.
Z pomocą przyszli wszyscy rodacy.
Tak powstał znany park Bednarskiego,
W którym popiersie mieści się jego.
Bo kto się słuszną zajmuje sprawą,
Temu potomni pomnik postawią.
Na granie na kompie
Długo się w nocy na kompie grało,
Zatem się prawie wcale nie spało.
Rano do szkoły, wstać się nie chciało,
Chęci do nauki też było mało.
Głowa by w szkole wciąż tylko spała,
Więc w dziennik wpadła nie jedna pała.
Tamta z czytania, ta znów z pisania.
Takie są skutki nocnego grania.
Burza
Wiatr porywisty wzmógł się, grozę on zwiastuje.
Jedna za drugą ciemna chmura już się snuje.
Niebo granatem stoi, nigdzie przejaśnienia.
Nigdzie ratunku nie ma, nigdzie też schronienia.
Naraz błysk, kilka chwil po tym zagrzmiało.
Gdzieś daleko za lasem, tak by się zdawało,
Lecz naraz błyśnie znowu, teraz grzmot już zaraz.
Zbliża się bez wątpienia. Deszcz się zrywa na raz.
Wielkie krople spadają, jedna tuż za drugą.
Już leje coraz bardziej jedną wielką strugą.
Wzmógł się wicher, przegania nasrożone chmury.
Może zaraz przestanie? Spoglądasz do góry,
A tu nagle błysk wielki i grzmot jak sto gromów.
Centrum burzy, kto zdążył, schował się do domu.
Teraz jeszcze straszniejszy ogień z nieba leci.
Zdaje się, że jak we dnie, tak jasno zaświecił.
Grzmot straszliwy w tym samym rozlega się czasie.
Ziemia zadrżała z lekka, w całej swojej masie.
Teraz złocisty łańcuch z nieba chyba runął.
Trzask jak łamanie drzewa z nim razem pofrunął.
Lękiem napełnia wszystkich, okolicę całą,
Gdzie kto mógł, tam się schował nawet w dziurę małą
Wszelkie ptactwo, zwierzyna, chowa się gdzie może,
Nie wychylając nosa, gdy tak piorun rozdziera przestworze.
Znów blask, błysk, lecz grzmot później chyba się oddala.
Wiatr świszcząc wśród drzew, stare konary powala.
Coraz rzadziej się błyska, grzmi, słabiej się zdaje.
Najwyraźniej odchodzi, lecz deszcz nie ustaje.
Już ze dwadzieścia sekund od błysku do grzmotu.
Oddala się, ustaje, tyle z nią kłopotu.
Deszcz również ustał nieco, mniejsze krople daje.
Wydaje się, że również i padać przestaje.
Ziemia paruje bardzo, mgły ją otaczają.
Chmury rzędną i bledną, przejaśnienie dają.
W potoku tęcza pije, pogodę zwiastuje.
Wiatr ucichł, słońce wyszło, wszystko się raduje.
Dodatek do Skarbu
Korzyści przysparzają, gdy Tobie hołdując,
Kierują się Twą łaską, dekrety wydają,
Lecz biada takim, którzy za nic Ciebie mają.
Bo na stołku usiedli, podnóżkiem się stając.
Nic wspólnego z Twą wielką istotą nie mając,
Tych władca wykorzysta, by lud uciemiężyć,
Sam posadę zachowa, uda mu się przeżyć.
Na nich odpowiedzialność za niepowodzenia,
Zepchnie, na koniec żegnam, powie, do widzenia.
Po czym takich poznacie, gdy na drodze staną?
Sami się zdradzą dumą, pychą zakłamaną.
Z podwładnym będzie mówił, intrygi układał,
Do kłamstwa się posuwał, jakby wszystkim władał.
Prawo będzie naginał, tak jak mu pasuje.
Uczciwie ci nie powie, czego oczekuje.
Otoczy się swoimi wiernymi sługami.
Im uznanie okaże, doceni czasami.
Innym, co argumenty słuszne przedkładają,
Powie, że nic nie wiedział, może rację mają.
Że decyzje złe podjął, przyznać się nie może.
Zwali winę na innych, zawsze kogoś wskaże.
Jeśli zaś na jaw wyjdzie i ukryć się nie da,
Że zawalił decyzją i wszystko się wyda.
Niewiedza nie pomoże, argument za mały,
Przeprosić nie potrafi, jeśliś jest człek mały,
Bo przed znaczącym, jego może przełożonym,
Nie poznałbyś człowieka, takim jest skruszonym.
Tak się płaszczy i wije, a często przeprasza,
Widmo utraty stołka, to tak go przestrasza.
Następny dodatek
Ty we współczesnym świecie jesteś pomijana,Przez mamonę i łgarstwo jesteś zasłaniana.
Na stanowiska zwierzchnie, ludzie wybierani,
Dostają się, lud zwodząc. Głupcy zakłamani.
Obietnice składają, często bez pokrycia,
Po wybraniu nie mogąc ich wcielić do życia.
A lud otumaniony zaraz przekonają,
Że daliby to wszystko, lecz środków nie mają.
Do władzy przywiązani głupcy bez rozumu,
Zakładają, że oni najmądrzejsi z tłumu.
Im się należy władza, bo zawsze tak było,
To my rządzimy wami, czy coś się zmieniło?
Nagle, gdy lud rządzony swą głowę podnosi,
I o zmianę rządzących we wyborach prosi,
Demokratycznie mandat opozycji daje,
Nowego zatem wodza, era, gdy nastaje,
To lament wielki wszczyna i pretensje zgłasza.
Oddajcie władzę w kraju, wszak władza jest nasza.
Wyborcy przy oddaniu głosów się mylili,
Władza do nas należy. Myśmy ustalili,
Już przy okrągłym stole, system obalając,
Że lud wolnym czynimy, władzy nie oddając.